Po 1 września 1939 roku, mimo zaciętej obrony, polskie oddziały zostały zmuszone do odwrotu pod naporem przeważających sił niemieckich. Niemcy wykorzystali nie tylko element zaskoczenia, ale przede wszystkim przewagę technologiczną i ilościową, szczególnie w zakresie uzbrojenia. Kluczowym elementem niemieckiej strategii Blitzkriegu były siły powietrzne Luftwaffe. Dwie z czterech niemieckich flot powietrznych zostały skierowane przeciwko Polsce, co znacznie przyczyniło się do szybkiej dominacji w powietrzu. Niemcy zaangażowali na froncie ponad 2093 samoloty różnych typów, w tym bombowce Do-17, Ju-86, He-111 i Ju-87 Stuka, a także myśliwce Me-109 i Me-110. W obliczu takiej przewagi liczebnej i technologicznej polskie lotnictwo, dysponujące mniejszą liczbą maszyn oraz gorszymi samolotami, zostało szybko zepchnięte do defensywy. W efekcie polskim siłom powietrznym nie udało się przeprowadzić skutecznych nalotów na niemieckie lotniska. Wobec tej przewagi, w niektórych rejonach podjęto próby ataków na niemieckie lotniska polowe za pomocą konwencjonalnych środków, prowadzonych z lądu.
Grupa bojowa ppłk. Kruk-Śmigla
W czasie wojny obronnej 1939 roku podpułkownik Jan Kruk-Śmigla dowodził 85. pułkiem strzelców Wileńskich, który w ramach 19. Dywizji Piechoty walczył w składzie Armii „Prusy” generała Stefana Dęba-Biernackiego. Od 5 września 19. Dywizja była zaangażowana w obronę Piotrkowa Trybunalskiego przed niemiecką 10. Armią. Z uwagi na przewagę sił niemieckich oddziały polskie zmuszone były do odwrotu, a część z nich rozproszyła się podczas prób przeprawy przez Wisłę. Dowódcy pułków podejmowali próby zorganizowania rozproszonych oddziałów na prawym brzegu Pilicy.
Największe takie zgrupowanie składało się z pozostałości 77. pułku piechoty, części 86. i 85. pułku piechoty, 4. dywizjonu z 19. pułku artylerii polowej oraz taborów Wileńskiej Brygady Kawalerii. Zgrupowanie to, liczące około 8 tysięcy żołnierzy i uzbrojone w około 15 dział polowych, 15 armat przeciwpancernych, 12 moździerzy i 70 karabinów maszynowych, zostało skoncentrowane w okolicy wsi Dęborzeczka. Dowództwo nad tym improwizowanym oddziałem objął podpułkownik Jan Kruk-Śmigla.

Zaskakująco, zgrupowanie to nie zostało wykryte przez oddziały 14. Korpusu Zmotoryzowanego i 15. Korpusu Lekkiego 10. Armii generała Waltera von Reichenau, które zmierzały w głąb ziemi radomskiej i kieleckiej, dążąc do zajęcia przepraw przez Wisłę i rozbicia wycofujących się oddziałów Armii „Prusy”. W wyniku tej sytuacji polskie oddziały znalazły się na zapleczu niemieckiej 10. Armii.
Wykorzystując sprzyjające okoliczności, Kruk-Śmigla w ciągu kilku dni zdołał uporządkować swoje rozproszone jednostki, które rozpoczęły pierwsze działania dywersyjne na zapleczu sił niemieckich. 10 września 1939 roku, około godziny 13-14, na szosie Inowłódz-Opoczno doszło do starcia między polskimi oddziałami a niemiecką kolumną zmotoryzowaną. W zasadzce, przygotowanej przez 1. kompanię ciężkich karabinów maszynowych 77. pułku piechoty pod dowództwem kaprala Władysława Dawgierta, zginęło około jedenastu niemieckich żołnierzy, w tym generał major Wilhelm Fritz Roettig, dowódca ochrony Hitlera. Roettig był pierwszym niemieckim generałem, który zginął podczas II wojny światowej.
>>> Czytaj także: Powietrzna walka podpułkownika Pamuły – starcie PZL P.11 z Bf 109 <<<
Sukces ten zmotywował Kruk-Śmigla do podjęcia dalszych działań na zapleczu niemieckiej 10. Armii. W nocy z 10 na 11 września jego oddziały przeprowadziły skuteczny atak na Opoczno, wyparły niemiecki batalion piechoty z 46. Dywizji i zdobyły znaczną ilość zaopatrzenia. W kolejnym działaniu batalion 85. pułku piechoty zajął Inowłódz, niszcząc po drodze niemiecką kolumnę zaopatrzeniową złożoną z ok. 20 samochodów ciężarowych należących do 46. Dywizji Piechoty.
Cel: lotnisko polowe w Rzeczycy
W tym samym czasie 6. kompania 85. pułku piechoty, dowodzona przez kapitana Stanisława Dziewulskiego, przeprawiła się na północny brzeg Pilicy i zaatakowała niemieckie lotnisko polowe w Rzeczycy, niedaleko Inowłodza. Mimo dobrze zaplanowanej akcji, jej sukces okazał się tylko częściowy. W wyniku zamieszania w ciemnościach część żołnierzy 8. kompanii 85. pułku piechoty pogubiła się, a tylko niewielka grupa pod dowództwem porucznika Pruszanowskiego zdołała uszkodzić granatami cztery niemieckie samoloty transportowe Junkers Ju 52 i rozpoznawcze Henschel Hs 126. Po udanej akcji wycofali się bez strat na południowy brzeg Pilicy.

Działania te potwierdziły skuteczność koncepcji prowadzenia akcji dywersyjnych na zapleczu niemieckiej 10. Armii, jednak jednocześnie zdradziły przeciwnikowi obecność znacznych sił polskich w tym rejonie. Wobec powyższego pułkownik Kruk-Śmigla, 11 września wieczorem, zdecydował o przesunięciu swojego zgrupowania na wschód.
W celu efektywnego przeprowadzenia tego manewru zgrupowanie zostało podzielone na dwie części: Grupę Północną, pod jego bezpośrednim dowództwem, składającą się z oddziałów 85. i 86. pułku piechoty oraz elementów Wileńskiej Brygady Kawalerii, oraz Grupę Południową pod dowództwem podpułkownika Stanisława Gąsiorka, w której skład wchodziły oddziały 77. pułku piechoty i 4. dywizjonu artylerii z 19. pułku artylerii lekkiej. Obie grupy rozpoczęły marsz na wschód wieczorem 11 września, osiągając bez większych przeszkód 13 września wieczorem rejon Białobrzegów i Nowego Miasta.
Cel: lotniska polowe w Suchej Szlacheckiej i Podkamieniu
Podczas marszu prowadzono intensywne rozpoznanie, które ujawniło obecność dwóch niemieckich lotnisk polowych pełnych samolotów transportowych Ju 52 w miejscowościach Sucha Szlachecka i Podkamieniu (obecnie Kamień). Dodatkowo, zidentyfikowano znaczący ruch zmotoryzowanych i pancernych oddziałów niemieckich z 1. i 2. Dywizji Lekkiej, które przemieszczały się z Radomia przez Białobrzegi w kierunku Grójca. Były one skierowane na północ w związku z polską ofensywą nad Bzurą.
Widząc sprzyjającą sytuację do przeprowadzenia akcji dywersyjnej, pułkownik Kruk-Śmigla postanowił zaatakować oba niemieckie lotniska polowe o świcie 14 września. Plan zakładał, że Grupa Północna uderzy na lotnisko w Suchej Szlacheckiej, natomiast Grupa Południowa na lotnisko w Podkarmieniu. Po zakończeniu ataków obie grupy miały skierować się w kierunku lasów Puszczy Kozienickiej.
W momencie, gdy oddziały zgrupowania pułkownika Kruk-Śmigla przygotowywały się do ataku na niemieckie lotniska polowe w Suchej Szlacheckiej i Podkamieniu, rankiem 14 września, oddziały niemieckie z 2. Dywizji Lekkiej oraz 13. Dywizji Zmotoryzowanej przeprowadziły kontratak uprzedzając polskie natarcie tym samym, nie dając się zaskoczyć polskim siłom.

Mimo niemieckiej przewagi w sprzęcie, obejmującej czołgi, działa i karabiny maszynowe, polskim oddziałom udało się wedrzeć na oba lotniska. Grupa Północna, w skład której wchodziły oddziały 85. i 86. pułku piechoty, przejęła lotnisko w Suchej Szlacheckiej, gdzie nie znaleziono jednak niemieckich samolotów. Pomimo to, polskim siłom udało się zniszczyć cztery czołgi, dwa samochody pancerne, kilka ciężarówek, dwa działka przeciwpancerne oraz reflektory. Zdobyto również znaczną ilość broni maszynowej i amunicji, choć sukces ten okupiono dużymi stratami.
Przez kolejne pięć dni niemieckie siły systematycznie zaciskały pierścień okrążenia wokół Grupy Północnej dowodzonej przez pułkownika Kruka-Śmigla, która z trudem przebijała się w kierunku Wisły. W efekcie 20 września dotarła ona, mocno osłabiona, do lasów pod Głowaczowem. Tam oddziały uległy rozproszeniu na mniejsze grupy, które próbowały przedostać się na wschodni brzeg Wisły. Udało się to jedynie około 300 żołnierzom, podczas gdy sam pułkownik Kruk-Śmigla trafił do niemieckiej niewoli 22 września w okolicach ujścia Pilicy do Wisły.
Do końca wojny pułkownik Kruk-Śmigla przebywał w niemieckiej niewoli, m.in. w obozie Oflag VI B w Dössel oraz w obozie karnym w Silberbergu. W listopadzie 1945 roku, po wyzwoleniu przez aliantów, powrócił do Polski. Pracował w zakładach Diora w Dzierżoniowie, a od 1965 roku mieszkał we Wrocławiu, gdzie współpracował z komisją ZBoWiD. Zmarł w 1976 roku i został pochowany na cmentarzu Świętej Rodziny na Sępolnie we Wrocławiu.
>>> Czytaj także: 13 września 1939 r. Luftwaffe zrównało z ziemią czterotysięczny Frampol <<<
Natomiast Grupa Południowa zgrupowania pułkownika Kruk-Śmigla, pod dowództwem podpułkownika Stanisława Gąsiorka, 14 września uderzyła na niemieckie lotnisko w Podkamieniu. Lotnisko było jednak opuszczone, a walki z jego ochroną pozwoliły Polakom zniszczyć trzy czołgi, samochód pancerny oraz armatę polową. Podpułkownik Gąsiorek zdecydował natychmiast oderwać swoje oddziały od nieprzyjaciela i skierować się ku Wiśle. Po licznych starciach z oddziałami niemieckiej 13. Dywizji Zmotoryzowanej, osłabione jednostki 77. pułku piechoty dotarły 17 września wieczorem w rejon Magnuszewa, gdzie przeprowadziły nocną przeprawę przez Wisłę. Udało się to około 1500 żołnierzom, którzy przewieźli także 12 ciężkich karabinów maszynowych i dwa działka przeciwpancerne.
Po przeprawie oddziały 77. pułku piechoty kontynuowały walki na Lubelszczyźnie, aż do 2 października 1939 roku, kiedy to w rejonie Niska nad Sanem zostały rozbrojone przez wojska sowieckie.
Cel: lotnisko na Okęciu i Służewcu
Jednym z ciekawszych epizodów związanych z walkami o Warszawę we wrześniu 1939 roku było uderzenie polskich czołgów lekkich 7TP na lotnisko Okęcie oraz tymczasowe lotnisko polowe na Torze Wyścigów Konnych na Służewcu.
Po odparciu niemieckiego ataku 4. Dywizji Pancernej generała Georga Reinhardta na Warszawę w dniach 9–10 września 1939 roku, Dowództwo Obrony Warszawy rozpoczęło intensywne rozpoznanie sił niemieckich, które zbliżały się do miasta. Generał Walery Czuma zaplanował na noc z 11 na 12 września rozpoznawczy wypad na lotniska w Okęciu i Służewcu, w którym wzięły udział dwa bataliony piechoty z 360. rezerwowego pułku piechoty. Były to: 2. batalion pod dowództwem kapitana Mariana Masternaka oraz 4. batalion, którym dowodził major Szczepan Łukiewicz.
Zgrupowanie to zostało dodatkowo wsparte przez 12. kompanię działek przeciwpancernych 37 mm pod dowództwem porucznika Teodora Banaszczyka, a także przez dwie kompanie czołgów lekkich 7TP. Pierwszą kompanią, składającą się z dwuwieżowych czołgów, dowodził kapitan Feliks Michałkowski (12 czołgów), natomiast drugą, wyposażoną w czołgi jednowieżowe, kapitan Stanisław Grąbczewski (9 czołgów).

Cała operacja miała również wsparcie artylerii polowej obrony Warszawy. Dowództwo nad całością sił wypadowych powierzono podpułkownikowi Jakubowi Witalisowi Chmurze.
>>> Czytaj także: Zatrzymać niemiecką dywizję. Natarcie ułanów pod Kasiną Wielką <<<
Z powodu trudności w zajęciu pozycji wyjściowych, atak, który pierwotnie zaplanowano na noc z 11 na 12 września, rozpoczął się dopiero o godzinie 5:00 12 września. Dodatkowo, podpułkownik Chmura nie poinformował Dowództwa Obrony Warszawy Zachód o planowanym natarciu rezygnując tym samym ze wsparcia artylerii polowej.
Pomimo tych niedogodności, polski atak zaskoczył niemieckie oddziały. Pierwszy batalion 82. pułku piechoty z 31. Dywizji został rozproszony, a zaś polski 2. batalion 360. rezerwowego pułku piechoty, wspierany przez 2. kompanię czołgów 7TP, szybko zdobył lotnisko Okęcie, przejmując m.in. niemieckie samochody ciężarowe oraz uszkodzony czołg Panzer IV. Polacy uszkodzili również dwa niemieckie samoloty transportowe Ju 52.
Jednakże czołgi 7TP zbyt szybko oddaliły się od piechoty i w rejonie Załusk natrafiły na niemieckie posiłki z 4. Dywizji Pancernej. Artyleria przeciwpancerna Niemców zniszczyła dwa polskie czołgi, co spowodowało wycofanie pozostałych sił. W trakcie odwrotu polskie oddziały dostały się pod silny ostrzał niemieckiej artylerii polowej, co zmusiło je do opuszczenia lotniska. W trakcie tej akcji zginął dowódca wypadu, podpułkownik Jakub Chmura.
Jednocześnie na prawym skrzydle, 4. batalion 360. pułku piechoty, dowodzony przez majora Szczepana Łukiewicza, wspierany przez czołgi 7TP z 1. kompanii, zaatakował rejon Toru Wyścigów Konnych na Służewcu i Fort Okęcie. Początkowo odniesiono sukces, rozbijając niemiecką kolumnę transportową oraz zdobywając liczne pojazdy i jeńców. Polskie oddziały zdobyły także tor wyścigów na Służewcu, gdzie spalono niemiecki samolot rozpoznawczy Fi-156 „Storch”.

Jednak kontynuując natarcie w kierunku Fortu Okęcie, polskie siły napotkały silny ogień niemieckiej artylerii przeciwpancernej. W wyniku ostrzału zniszczono pięć polskich czołgów, w tym pojazd dowódcy 1. kompanii, kapitana Michałkowskiego, który został wzięty do niewoli. Zmuszone do wycofania, oddziały 4. batalionu przerwały natarcie i powróciły na pozycje wyjściowe.
Polski wypad na lotniska w Okęciu i na Służewcu zakończył się późnym popołudniem 12 września, jednak nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Straty polskie wyniosły około 280 żołnierzy, w tym zabitych, rannych oraz wziętych do niewoli, a także siedem utraconych czołgów 7TP. Po stronie niemieckiej straty oszacowano na około 180 żołnierzy oraz znaczną ilość sprzętu: zniszczono ponad 30 samochodów ciężarowych, średni czołg Panzer IV oraz dwa lekkie Panzer II. Na Służewcu polscy pancerniacy spalili niemiecki samolot rozpoznawczy Fi-156 „Storch”, a na lotnisku Okęcie uszkodzili dwa samoloty transportowe Ju 52.
Cel: lotnisko polowe w Rewie
Lolejny interesujący atak na niemieckie lotnisko polowe podczas kampanii wrześniowej miał miejsce 15 września 1939 roku w rejonie Kępy Oksywskiej. Polskie oddziały Lądowej Obrony Wybrzeża, pod dowództwem pułkownika Stanisława Dąbka, od 1 września odpierały ataki niemieckiej 207. Dywizji Piechoty. Pomimo heroicznej obrony, Polacy byli stopniowo wypierani w kierunku Kępy Oksywskiej, ostatniego punktu oporu na północ od Gdyni.
>>> Czytaj także: Wojna obronna 1939 roku w pigułce <<<
15 września polskie oddziały zyskały okazję do kontrataku na niemieckie siły lotnicze, które systematycznie bombardowały ich pozycje. Rankiem tego dnia, kapitan Józef Małkiewicz, dowódca 1. baterii 105 mm z morskiego dywizjonu artylerii lekkiej, zaobserwował z Pierwoszyna niemieckie samoloty startujące z polowego lotniska w rejonie Rewy. Niemcy wykorzystali dawne polskie lotnisko, wcześniej należące do Morskiego Dywizjonu Lotniczego, by prowadzić naloty na polskie pozycje.
Kapitan Małkiewicz szybko przekazał meldunek pułkownikowi Dąbkowi, który natychmiast zlecił przeprowadzenie ostrzału lotniska o zmierzchu. Baterie 105 mm otworzyły ogień, co miało stanowić odwet za wcześniejsze ataki niemieckiego lotnictwa.
15 września, zgodnie z rozkazem, bateria kapitana Małkiewicza ostrzelała niemieckie lotnisko w Rewie. Według świadków, blask płonących niemieckich samolotów był widoczny aż do ranka następnego dnia. Na podstawie relacji cywilnych świadków, udało się ustalić, że w wyniku ostrzału zniszczono lub uszkodzono łącznie 15 niemieckich maszyn, w tym wodnosamoloty He 59, He 60, samoloty rozpoznawcze Henschel Hs 126 oraz transportowe Ju 52. Bateria Małkiewicza kontynuowała wsparcie obrońców Kępy Oksywskiej przez kolejne cztery dni, ale 19 września, po całkowitym wyczerpaniu amunicji i okrążeniu przez Niemców, polscy artylerzyści złożyli broń.

Cel: lotnisko polowe Mokre
Kolejną dobrze udokumentowaną akcją polskich żołnierzy na niemieckie lotnisko polowe podczas kampanii wrześniowej był atak na lotnisko Mokre pod Zamościem. W nocy z 22 na 23 września 1939 roku oddziały 29. Brygady Piechoty pułkownika Jana Bratro podjęły próbę zniszczenia niemieckich samolotów transportowych, które według informacji wywiadowczych wylądowały tam z zaopatrzeniem dla niemieckich wojsk.
Grupa 12 polskich żołnierzy, dowodzona przez podporucznika Jana Żaczkiewicza, poprosiła o zgodę na przeprowadzenie nocnego ataku. Pułkownik Bratro zgodził się i polecił saperom wyposażyć grupę w materiały wybuchowe. Po zmroku 22 września dywersanci wyruszyli w stronę lotniska na dwóch furmankach. Około północy dotarli w pobliże silnie strzeżonego lotniska, bronionego przez niemieckie oddziały, w tym samochody pancerne.
>>> Czytaj także: Bitwa o Zamość w 1939 roku <<<
Pomimo trudności, podporucznik Żaczkiewicz zdecydował się na kontynuowanie ataku. Żołnierze ruszyli przez pas startowy w kierunku niemieckich samolotów Ju 52. Niestety, szybko zostali dostrzeżeni i oświetleni przez reflektory, a następnie ostrzelani przez niemieckie karabiny maszynowe. Podporucznik Żaczkiewicz zdołał jeszcze uszkodzić niemiecki samochód pancerny granatami, ale wkrótce potem został śmiertelnie postrzelony wraz z porucznikiem Boruckim. Pozostali żołnierze zostali pojmani przez Niemców, a akcja zakończyła się niepowodzeniem.
Jak widać w czasie kampanii wrześniowej 1939 roku, gdy Polska zmagała się z przeważającymi siłami III Rzeszy, polskie wojska podejmowały różnorodne działania, by spowolnić postępy niemieckiej armii. Wobec słabszego lotnictwa próbę zniszczenia lotnisk polowych Luftwaffe podejmowały polskie oddziały lądowe, które przeprowadzały śmiałe uderzenia na te bazy, starając się zniszczyć niemieckie samoloty oraz sprzęt, a tym samym osłabić siłę nieprzyjaciela.
Bibliografia:
– Białasiewicz W., Wrzesień 1939 na Zamojszczyźnie, Warszawa 2011.
– Głowacki L., Obrona Warszawy i Modlina 1939, Warszawa 1985.
– Guz T., Lis W., Sobczuk R., Bitwy pod Tomaszowem Lubelskim w 1939 r, Lublin 2010.
– Komorowski K., Boje Polskie 1939-1945 Przewodnik Encyklopedyczny, Warszawa 2009.
– Kosiarz E.,Obrona Kępy Oksywskiej 1939, Warszawa 1973.
– Markert W., 77 Pułk Strzelców Kowieńskich, Pruszków 2002.
– Markert W., 85 Pułk Strzelców Wileńskich, Pruszków 2003.
– Rzepniewski A., Obrona wybrzeża w 1939 r., Warszawa 1970.
– Szubański R., Polska Broń Pancerna w 1939 r., Warszawa 2004.
– Zawilski A., Bitwy Polskiego Września 1939, Warszawa 1989.
– Ziemblicki P., Tomaszów Lubelski Wrzesień 1939 Polskie Rydwany Ognia, [praca niepublikowana – maszynopis].
Me 109/110? Serio!?