Wiele poświęcono już tekstów kampanii wrześniowej czy też, jak obecnie coraz częściej mówi się, wojnie obronnej z września 1939 r. O słynnych bitwach nad Bzurą i Kockiem piszą podręczniki do historii. Zapomina się jednak o wielu, i to bardzo wielu bitwach, które mimo skromnej przestrzeni na której się toczyły miały istotny wpływ na dalszy przebieg kampanii wrześniowej. Jedną z nich jest właśnie bitwa w rejonie Kolbuszowej na Podkarpaciu.
Jest wrzesień 1939 r. państwo polskie samotnie walczy z potęgą niemieckiego Wermachtu. Oddziały Wojska Polskiego od 1 września ustępują pod naporem niemieckiej przewagi technicznej i militarnej na całej długości granicy. Również tak samo dzieje się na południu Polski w pasie obrony Armii „Kraków” dowodzonej przez gen. bryg. Antoniego Szyllinga. Atakowane z trzech stron, tj. od Śląska, Bramy Morawskiej i Słowacji, polskie oddziały wycofują się na linie Nidy i Dunajca.
Z powodu błędu popełnionego 7 września w polskim Sztabie Naczelnego Dowództwa, jak i sztabie Armii „Karpaty” zapada decyzja ewakuowania obrony linii Dunajca zanim się ona zaczęła na dobre. Wykorzystują to skrzętnie Niemcy, którzy widząc taki obrót sytuacji ruszają swoimi oddziałami wydzielonymi w pościg za wycofującymi się polskimi oddziałami. Manewr ten dzieli oddziały Armii „Kraków” na dwie części. Na północnej stronie Wisły zostają uwięzione oddziały Grupy Operacyjnej „Jagmin” (wcześniej należące do Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Śląsk”), zaś po południowej stronie Wisły oddziały Grupy Operacyjnej „Boruta” generała Mieczysława Boruty-Spiechowicza. Pomimo tak niesprzyjających okoliczności polscy żołnierze rozpoczynają dalszy marsz w stronę nowej linii obrony nad środkową Wisłą i Sanem.
Preludium bitwy kolbuszowskiej
Rankiem 7 września 1939 r. polskie oddziały południowego zgrupowania Armii „Kraków”, czyli wszystkie jednostki znajdujące się po południowej części Wisły wchodzące w skład Grupy Operacyjnej „Boruta”, ruszyły natychmiast z linii Dunajca w marsz odwrotowy w kierunku przeprawom na Sanie. I tak 21. Dywizja Piechoty dowodzona przez generała Józefa Kustronia, po stoczeniu krwawej bitwy z niemiecką 2. Dywizją Pancerną na przeprawie przez Dunajec pod Biskupami, mocno rozproszona ruszyła kilkoma kolumnami na wschód przez Mielec nad San. Podobnie poruszała się 6. Dywizja Piechoty dowodzona przez generała Bernarda Monda – oddalona od 21. Dywizji nieco na północ, również kierowała się nad San. Natomiast bardziej na południe od obu wymienionych jednostek przemieszczały się oddziały 1. Brygady Górskiej Korpusu Ochrony Pogranicza, dowodzone przez pułkownika Janusza Gładyka, z rozproszonymi oddziałami 24. Dywizji Piechoty pułkownika Bolesława Krzyżanowskiego z Armii „Karpaty”.
Niestety wymienione jednostki polskie podczas odwrotu uległy znacznemu rozproszeniu i rozciągnięciu. Wykorzystali to Niemcy, którzy już 7 września w południe rzucili przeciw nim swoje grupy pościgowe z 4. Dywizji Lekkiej. Atakowały one zaciekle niekompletne polskie jednostki wojskowe, w dodatku nad wyraz rozciągnięte. Do tego wściekłe ataki niemieckiego lotnictwa na kolumny wycofujących się oddziałów rozproszyły większość jednostek 24. Dywizji Piechoty. A to otworzyło niemieckim oddziałom drogę w stronę Sanu.
Rozpoczął się wielki wyścig polskich i niemieckich sił w stronę linii Sanu. Niestety polscy żołnierze mimo tego, iż przemieszczali się nieraz prawie 30 kilometrów dziennie przegrali ten wyścig z niemiecką motoryzacją. Albowiem pierwsze niemieckie oddziały 4. Dywizji Lekkiej już rankiem 8 września zajęły nieuszkodzone przeprawy w Dębicy nad Wisłokiem. Na wieść o tym niemiecki dowódca 14. Armii gen Wilhelm List nakazał jak najszybszy pościg oddziałów 4. Dywizji Lekkiej za uchodzącymi oddziałami polskimi w stronę Kolbuszowej i Rzeszowa. Był przekonany, że zajęcie tych miejscowości całkowicie zablokuje polskim oddziałom Armii „Kraków” i „Karpaty” dalszy odwrót w stronę linii Sanu. Dlatego też rozkazał dowódcy 4, Dywizji Lekkiej generałowi Alfredowi Hubickiemu jak najszybszy pośpiech. Niemieckie oddziały wydzielone już około godziny 9.00 8 września wyruszyły z Dębicy w stronę Kolbuszowej i Rzeszowa.
Bitwa kolbuszowska – dzień pierwszy
W tym czasie, przez czterotysięczne miasteczko jakim była Kolbuszowa, przeciągały tłumy uchodźców kierując się na wschód. Wśród „mrowia uchodźców” maszerowały również żołnierze batalionu KOP „Wołożyn” dowodzeni przez kapitana Piotra Tymkiewicza. Grupa ta liczyła blisko 600 żołnierzy uzbrojonych w ok. 10 ciężkich karabinów maszynowych i parę karabinów przeciwpancernych. Grupy uciekinierów zatrzymały również sprawne poruszanie się dziewięciu czołgów należących do 121. kompanii czołgów lekkich porucznika Stanisława Rączkowskiego z 10. Brygady Kawalerii. Brak paliwa spowodował ich odłączenie się od głównych sił z macierzystej jednostki.
8 września 1939 r. około godziny 9.40 do dowódcy polskiego batalionu KOP „Wołożyn” kapitana Tymkiewicza dotarła informacja o zbliżających się niemieckich czołgach, samochodach i motocyklach od strony zachodniej – z kierunku Dębicy. Wobec nadchodącego zagrożenia Tymkiewicz zarządził obronę miasteczka Kolbuszowa od strony głównej drogi z południa. W tym celu podporządkował sobie także polskie czołgi lekkie Vickers należące do 121. kompanii. Znając strategiczne znaczenie węzła komunikacyjnego, jakim była Kolbuszowa, rozmieścił gros swoich karabinów maszynowych i czołgów w ukryciu za zabudowaniami, a wszystkim swoim żołnierzom nakazał rzucać celnie granatami w niemieckie pojazdy, jak tylko wjadą w strefę pierwszych zabudowań Kolbuszowej.
W momencie formowanie się polskiej obrony w stronę Kolbuszowej zbliżał się niemiecki oddział wydzielony z 4. Dywizji Lekkiej. Oddział ten liczył ok. 300 żołnierzy oraz 3 czołgi, 18 motocykli i kilkanaście samochodów. Niemcy będąc przekonani, że zajmą niebronioną miejscowość i się w niej umocnią, nie prowadzili żadnego ubezpieczenia.
Gdy ok. godz. 10 rano do Kolbuszowej wjeżdżają jak na defiladę niemieckie wojska, spada na nich lawina ognia z polskich działek czołgów Vickers, karabinów maszynowych oraz granatów. Pierwsze starcie trwało niecałe pół godziny. Po stronie polskiej zostało rannych i zabitych kilkunastu żołnierzy, a po niemieckiej doliczono się ok. 50 zabitych, rannych i wziętych do niewoli żołnierzy. Również straty w sprzęcie po stronie niemieckiej były dość znaczne: 3 zniszczone czołgi, 12 zniszczonych motocykli, 8 spalonych samochodów, a także sporo broni maszynowej, którą zdobyli polscy żołnierze. Niemcy, którzy przeżyli wycofali w się stronę Dębicy, gdzie poinformowali dowództwo 4. Dywizji Lekkiej, że miejscowość Kolbuszowa jest silnie broniona przez nieznany polski pułk piechoty wsparty dodatkowo przez czołgi.
Bitwa kolbuszowska – dzień drugi
Po niepowodzeniu oddziału wydzielonego z 4. Lekkiej Dywizji w sztabie niemieckiego dowództwa 14. Armii zapadła decyzja aby do boju o Kolbuszową wysłać ostatecznie cześć sił 2. Dywizji Pancernej generała Rudolfa Veiela, a 4. Dywizję Lekką skierować bezpośrednio do ataku na Rzeszów. Tym posunięciem gen. List chciał ostatecznie już 9 września rozbić południowe zgrupowanie Armii „Kraków” przed linią Sanu.
W związku z tym, że oceniano polskie siły broniące Kolbuszowej na pułk piechoty do drugiego uderzenia przeznaczono większe siły. Wysłano w trybie pilnym znad Dunajca cały 2. pułk piechoty zmotoryzowanej podpułkownika Hansa Backa z 2. Dywizji Pancernej oraz 1. batalion pancerny 4. pułku czołgów podpułkownika Gablera (również z 2. Dywizji Pancernej) oraz dwa dywizjony artylerii zmotoryzowanej i 38. dywizjon przeciwpancerny. Ostatecznie do wykonania zadania zdobycia 9 września Kolbuszowej Niemcy przeznaczyli siły liczące ok. 6000 żołnierzy uzbrojonych w blisko 50 czołgów, kilkanaście samochodów pancernych, 24 działa polowe i 24 działka przeciwpancerne. Dodatkowo od godzin rannych 9 września siły te miały mieć zapewnione wsparcie niemieckiej Luftwaffe.
Po polskiej stronie również rozpoczęło się wzmacnianie obrony. Już 8 września dowódca Grupy Operacyjnej „Boruta” generał Boruta-Spiechowicz oraz generał Mond zaczęli sobie coraz bardziej zdawać sprawę ze znaczenia utrzymania węzła kolbuszowskiego, którego utrata groziła zagładą ich rozciągniętym siłom zmierzającym w stronę przepraw na Sanie. Dlatego na wieść o udanej pierwszej obronie Kolbuszowej zaczęto ściągać wszystkie dostępne siły jakie mieli pod ręką. I tak na miejscu znalazł się cały 4. batalion forteczny z Krakowa porucznika Andrzeja Krawca, dodatkowo częściowo na samochodach przybyło ok. czterech kompani piechoty z 6. i 21. Dywizji Piechoty. Przybyły też trzy działony artylerii z 21. Dywizji Piechoty, a na zapleczu polskich sił pod Dzikowcem rozmieszczono dziewięć czołgów lekkich Vickers z 121. kompani czołgów lekkich porucznika Rączkowskiego, dla których głównym zdaniem było dozorowanie przepraw przez rzekę Łęg. W sumie polskie zgrupowanie pod Kolbuszową rankiem 9 września można ocenić na ok 2200-2300 żołnierzy uzbrojonych w trzy działa polowe 75 mm, ok 30. ciężkich karabinów maszynowych i na zapleczu w dziewięć czołgów lekkich Vickers.
Przed kolejnym starciem dowódca obrony Kolbuszowej postanowił zmienić pozycje obronne. Cały batalion KOP „Wolożyn” okopał się na okolicznych wzgórzach położonych na zachód od Kolbuszowej skierowanych frontem na miejscowość Nowa Wieś. Stąd polscy żołnierze mieli świetne pole ostrzału na nienadciągające od strony zachodniej w stronę miasta jednostki niemieckie. Na południe obronę postawiono w oparciu o zabudowania miejscowości Kolbuszowa, gdzie kpt. Tymkiewicz rozmieścił cały 4. batalion forteczny porucznika Krawca wsparty dodatkowo przez przybyłych żołnierzy z luźnych kompanii z grupy „Boruta” i trzy działa polowe 75 mm.
Drugi dzień bitwy o Kolbuszową, tj. 9 września 1939 r. rozpoczął się dość nietypowo, bowiem około godziny 11.00 na rynek kolbuszowski wjechały przez pomyłkę trzy niemieckie cysterny z benzyną należące do 4. Dywizji Lekkiej. Załogi niemieckich pojazdów wzięto do niewoli.
Następnie już około godziny 11.30 nastąpił pierwszy atak oddziałów niemieckich 2. Dywizji Pancernej od strony zachodniej, tj. na wzniesienia kolbuszowskie obsadzone przez żołnierzy batalionu KOP „Wołożyn”. Niemieccy żołnierze ruszyli rozwiniętą tyralierą przy wsparciu czołgów i artylerii na okopanych polskich żołnierzy. Jednak ich atak został załamany w ogniu polskich ciężkich karabinów maszynowych. Niemcy ponosząc znaczne straty w ludziach i mając uszkodzone dwa czołgi wycofali się z powrotem na swoje pozycje wyjściowe do miejscowości Nowa Wieś.
Po porażce pierwszego natarcia Niemcy ustawili swoje czołgi u podnóża wzniesień kolbuszowskich i razem z artylerią rozpoczęli ostrzeliwać polskie pozycje. Dodatkowo na pomoc wezwali lotnictwo, które obrzucało bombami polskie stanowiska obronne na wzgórzach.
Ostrzał ten miał związać polskich obrońców na wzgórzach kolbuszowskich, co pozwoliłoby na obejście ich od południa – tj. uderzając bezpośrednio na Kolbuszową. I tu około godziny 12.30 ich bezpośredni atak na miasto załamał się w skoncentrowanym ogniu polskich karabinów maszynowych i dział 4. batalionu fortecznego porucznika Krawca. Niemcy tracąc 2 zniszczone czołgi, trafione przez ogniomistrza Jana Kolata z armaty 75 mm, oraz sporą liczbę zabitych i rannych wycofali się na swoje pozycje wyjściowe.
Jednak walka o Kolbuszową trwała dalej. Niemieckie oddziały około godzony 14.00 przystąpiły do kolejnych ataków zarówno na pozycje batalionu KOP „Wołożyn”, jak i 4. batalionu fortecznego. Pomimo ogromnej przewagi strony niemieckiej wszystkie ataki w dalszym ciągu były odpierane przez polskich obrońców. Dopiero brak amunicji do karabinów maszynowych (około godziny 17.00) zmusił żołnierzy batalionu KOP „Wołożyn” do odwrotu na północ w stronę lasu Dąbrowa. Udało się to niestety zaledwie połowie obrońców z dowódcą kapitanem Tymkiewiczem na czele. Reszta żołnierzy zginęła lub była ranna, albo dostała się do niewoli niemieckiej.
Ten sukces operacyjny pozwolił w końcu Niemcom wtargnąć, około godziny 17.30, od strony zachodniej do miasteczka Kolbuszowa. Widząc nowe zagrożenie, dowódca 4. batalionu fortecznego porucznik Krawiec postanowił przenieść obronę bliżej rynku kolbuszewskiego. Tym samym rozpoczął się ostatni akt obrony miasta.
Na niemieckie czołgi i piechotę zaczęły spadać liczne granaty rzucane z okolicznych domostw. Żołnierze polscy walczyli tym co mieli pod ręką. Bohatersko zginął dowódca polskiego działonu armaty 75 mm ogniomistrz Jan Kolata, który uprzednio zniszczył dwa czołgi niemieckie. Zgodnie z relacjami próbował powtórzyć swój sukces, ale po oddaniu kolejnego celnego strzału w stronę wjeżdżających na rynek niemieckich czołgów padł przeszyty serią karabinu. Do podobnych bohaterskich czynów dochodziło częściej – m.in. plutonowy Józef Rancza i starszy strzelec Tadeusz Cyba wiązkami granatów unieszkodliwili po niemieckim czołgu niestety przypłacając za to swoim życiem. Tak bezpardonowa walka trwała aż do około godz. 19.00. Po całodniowej walce polscy żołnierze 4, batalionu fortecznego na rozkaz porucznika Krawca zaczęli wycofywać się w kierunku lasu Werynia.
W ślad za nimi Niemcy wysłali swój pościgowy podjazd pancerny. Na szczęście las był ubezpieczany przez czołgi Vickers z 121. kompani i grupę polskich żołnierzy. Po półgodzinnej walce, mimo utraty jednego czołgu Vickers, atak niemiecki został odparty. Niemcy straciwszy kilkunastu zabitych, rannych i parę uszkodzonych czołgów wycofali się na noc do płonącej Kolbuszowej.
Tymczasem dowodzący obroną miasta porucznik Krawiec zebrał resztki swojego 4. batalionu fortecznego, resztę obrońców Kolbuszowej i wraz z czołgami Vickers ruszył w stronę Dzikowca i przeprawy przez rzekę Łęg, gdzie postanowiono zrobić kolejną zaporę przeciw niemieckim zagonom.
W tym czasie Niemcy już na dobre zagościli w Kolbuszowej. Nie chcąc ryzykować dalszych wieczornych walk postanowili wyżyć się na mieszkańcach Kolbuszowej za tak mężną obronę polskich żołnierzy. Spędzili całą ludność miasta wraz z okolicznymi wioskami na rynek i tu rozstrzelali kilkunastu schwytanych oraz podpalili większość niezniszczonej walkami zabudowy Kolbuszowej. Według relacji zniszczono ok. 300 domostw. Ten palący się widok kazali oglądać mieszkańcom aż do rana 10 września, po czym kazali im się rozejść gdzie chcą.
Niemieckie dowództwo 14. Armii zaskoczone tak dzielnym oporem polskich żołnierzy zdało sobie sprawę, iż brnięcie dalej w lasy Puszczy Sandomierskiej na północ nie rokuje szansy powodzenia odcięcia polskich oddziałów Armii „Kraków” w drodze nad San. Dlatego na dzień 10 września zmieniono marszrutę 2. Dywizji Pancernej, która dostała rozkaz przemieszczenia się nad San w okolice Jarosławia gdzie miała zdobyć przyczółki na rzece i przeprawić się na jej drugą stronę.
Bitwa kolbuszowska – dzień trzeci
10 września około godziny 9.00 niemieckie dowództwo 2. Dywizji Pancernej wysłało w ślad za wycofującymi się polskim obrońcami Kolbuszowej silny podjazd pancerny w stronę Dzikowca i rzeki Łęg. Odział ten został jednak zatrzymany w lasach pod Dzikowcem, gdzie doszło do dwugodzinnych walk. Po ich zakończeniu Niemcy ze stratami kilku pojazdów pancernych i zmotoryzowanych wycofali się z powrotem do Kolbuszowej. Natomiast Polacy po stracie dwóch czołgów lekkich Vickers i kilkunastu zabitych oraz rannych, wraz z resztą 121. kompani czołgów lekkich Vickers wycofali się na północ w stronę Niska nad Sanem. Tym samym oderwały się od przeciwnika kończąc ok. godziny 11.00 bezpośrednie walki o Kolbuszową i jej okolice.
Mimo znacznych strat można stwierdzić, iż był to sukces strony polskiej. Bez rozwiniętego wyższego sztabu polscy młodsi oficerowie stanęli na wysokości zadania. Powstrzymali natarcie niemieckich sił na północ, i tym samym uniemożliwili odcięcie oddziałów Armii „Kraków” od linii Sanu.
Podsumowanie strat
W dniach od 8 do 10 września 1939 r. w rejonie Kolbuszowej strona niemiecka, pomimo swojej przewagi technicznej straciła ok. kilkunastu czołgów i pojazdów pancerno-zmotoryzowanych, kilka armatek przeciwpancernych, samolot bombowy oraz ponad 100 zabitych, a także ponad 300 rannych żołnierzy.
Strona Polska straciła: ok. 106 zabitych, ponad 300 rannych i 600 wziętych do niewoli żołnierzy. Ponadto zniszczeniu uległy trzy czołgi lekkie Vickers z 121. kompani czołgów lekkich, trzy armaty polowe 75 mm, kilkanaście karabinów maszynowych oraz dwa samoloty (jeden PZL 23 Karaś i 1 RWD 8 – spalone na polowym lotnisku pod Kolbuszową z powodu uszkodzeń). Dodatkowo podczas walk o Kolbuszową zginęło ok. 50 mieszkańców, a 150 zostało rannych.
AUTOR: Piotr Ziemblicki
Bibliografia:
1. Steblik W., Armia „Kraków”, Warszawa 1989.
2. Dalecki R., Armia „Karpaty”, Warszawa 1989,
3. Zawilski A., Bitwy Polskiego Września 1939, Kraków 2009.
4. Niemiecki oficjalny wykaz walk w Polsce z 1940 „Unser Kampf in Polen” wyd. Monachium 1940 – w punkcie 4 walki pościgowe za Dunajec i Nidę.
5. Relacja opublikowana niemieckiego dowódcy 2. kompani działek przeciwpancernych z 38. dywizjonu z 2. Dywizji Pancernej porucznika F.Strauss Friedens-und Kriegserlebnisse einer Generation, Ein Kapitel Weltgeschichte aus Sicht der panzerjager-Abteilung 38, Schweinfurt 1961.
6. Skowroński K., Bój o Kolbuszową, Profile wyd 1973.
7. Krawiec A., Obrona Kolbuszowej, „Nowiny Rzeszowskie” 1969.
8. Boje Polskie 1939-1945 Przewodnik Encyklopedyczny, pod red. K. Komorowskiego, Warszawa 2009.
9. Szubański R., Polska Broń Pancerna w 1939 r., Warszawa 2004.
Witam ,Jako mały chłopiec mój dziadek opowiedział mi że brał udział w czasie 2 wojny światowej i brał udział w bitwie pod Kolbuszową .Po przegranej bitwie trafił do prowizorycznego obozu pod Kolbuszową gdzie byli pokonani polscy żołnierze .Warunki w tym obozie były straszne .Żołnierze polscy bardzo chorowali na czerwonkę i wielu zmarło z głodu i na czerwonkę .Mój dziadek uciekł z tego obozu z innym polskim żołnierzem .Sama ucieczka była ciekawa . Z przekazu mojego dziadka wynikało że wziął z innym żołnierzem po dwa wiadra i powiedział niemieckiemu strażnikowi że idą konie napoić .Kilka razy przechodzili z wiadrami z wodą i niemieccy wartownicy już ich nie sprawdzali .Z którymś razem po kolejnym pojeniu koni rzucili wiadra i uciekli w las .Pół dnia biegli , uciekali i w ten sposób uratowali swoje życie . Kiedyś przejeżdżałem przez Kolbuszową lecz nikt nie słyszał o prowizorycznym obozie w którym byli przetrzymywali jeńcy polscy bo bitwie pod Kolbuszową . Może ktoś zna historię żołnierzy polskich po bitwie pod Kolbuszową w 1939 roku .Serdecznie pozdrawiam .Stanisław .
Bardzo dobra strona internetowa .Ciekawe fakty historyczne .