5 maja 1945 roku po jedenastodniowej bitwie w rejonie w portu wojennego w Wilhelmshaven  1. Dywizja Pancerna generała Stanisława Maczka przyjęła kapitulację niemieckiego garnizonu broniącego miasta.

W kwietniu 1945 roku alianci zachodni rozpoczęli decydujące uderzenie przeciwko ostatnim liniom obronnym Wehrmachtu. Wraz z nimi w natarciu wzięła udział 1 Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka, która od sierpnia 1944 roku brała udział w walkach na zachodzie Europy, w bitwach we Francji, Belgii i Holandii. Po wyzwoleniu miast takich jak Ypres, Gandawa, Breda czy Axel, dywizja zatrzymała się na zimę nad Mozą, przygotowując się do ostatniego aktu wojny w Europie – wkroczenia na teren III Rzeszy.

Z początkiem kwietnia, w ramach operacji prowadzonych przez 21 Grupę Armii feldmarszałka Bernarda Montgomery’ego, ruszyła szeroko zakrojona ofensywa na północnym odcinku frontu zachodniego. 1 Dywizja Pancerna, wchodząca w skład 2 Korpusu Kanadyjskiego, otrzymała zadanie przekroczenia granicy niemieckiej i natarcia w kierunku portu Emden oraz Kanału Nadbrzeżnego (Küstenkanal). Współdziałała z innymi dywizjami alianckimi – na lewym skrzydle operowała kanadyjska 2 Dywizja Piechoty, a na prawym 4 Dywizja Pancerna. Już w pierwszych dniach ofensywy okazało się jednak, że niemiecka armia, choć na granicy klęski, nie zamierza ustępować bez walki.

Pierwszym większym miastem, do którego wkroczyła polska dywizja, było zrujnowane Goch, tuż przy granicy niemieckiej. Od tego momentu każdy kolejny dzień przynosił nowe wyzwania. Marsz przez niemieckie pogranicze przypominał raczej powolne torowanie sobie drogi przez grzęzawiska i kanały niż błyskawiczne natarcie, jakie Maczek znał z wcześniejszych miesięcy kampanii. Teren północnych Niemiec, zwłaszcza Dolnej Saksonii, okazał się nieprzyjazny: nasycony wodą, poprzecinany rzekami i kanałami, pokryty torfowiskami i bagnami. Jak wspominał sam Maczek w swoich pamiętnikach Od podwody do czołga, „topiliśmy się w błocie”, a ciężki sprzęt pancerny nieraz grzązł, zanim zdążył rozwinąć natarcie.

Polskie Shermany Firefly w natarciu | Źródło: domena publiczna
Polskie czołgi w natarciu | Źródło: domena publiczna

Pierwsza faza walk – Kanał Nadbrzeżny

Kanał Nadbrzeżny – szeroki na około 20 metrów, ciągnący się przez bagniste i grząskie tereny Dolnej Saksonii – stanowił poważną przeszkodę zarówno inżynieryjną, jak i militarną. Teren wokół kanału był nie tylko trudny do przebycia, lecz także doskonale przygotowany do obrony. Niemcy ulokowali na północnym brzegu kanału dobrze okopaną piechotę, wspieraną przez moździerze, działa polowe i karabiny maszynowe.

Pierwsze natarcie Polaków ruszyło 15 kwietnia. Żołnierze 10. Brygady Kawalerii Pancernej wsparci piechotą i artylerią próbowali zdobyć północny brzeg kanału z marszu. Szybko jednak natknęli się na silny ogień nieprzyjaciela. Czołgi grzęzły w błocie, artyleria miała ograniczone pole manewru, a piechota nie była w stanie sforsować otwartej przestrzeni pod ogniem wroga. Gen. Maczek przerwał natarcie, zdając sobie sprawę, że do przełamania pozycji wroga potrzebne będą dodatkowe siły oraz wsparcie lotnicze.

Nowe natarcie rozpoczęto 19 kwietnia. O świcie rozpoczął się intensywny ostrzał artyleryjski, a chwilę później niemieckie pozycje zostały zbombardowane przez alianckie samoloty. W tym czasie jednostki piechoty wspierane przez czołgi rozpoczęły natarcie – walcząc o każdy metr kanału i starając się zdobyć przyczółki na drugim brzegu. Szczególną rolę odegrali tu saperzy, którzy mimo ostrzału budowali prowizoryczne przeprawy i mosty dla piechoty i lekkich pojazdów. Do historii przeszły ciężkie próby zbudowania i utrzymania mostów inżynieryjnych w okolicy Lagnholt, które zostały nazwane „Mostem Macieja” oraz „Mostem Krwawych Koszul”.

>>> Czytaj także:„Krwawe koszule” generała Stanisława Maczka <<<

Walki trwały nieprzerwanie przez kilka dni. Straty po obu stronach były wysokie. Polskie Shermany wielokrotnie trafiane były przez pancerfausty, a każda próba zbliżenia się do kanału oznaczała narażenie się na gęsty ogień z broni maszynowej. Rotmistrz Zygmunt Kłodziński zanotował dramatyczne sceny z pola bitwy, opisując płonące czołgi i poległych żołnierzy odciętych przez niemiecką piechotę.

Podpułkownik Aleksander Nowaczyński doznacza żołnierzy 8. batalionu strzelców | Źródło: Fundacja Wspierania Nauki i Rozwoju
Podpułkownik Aleksander Nowaczyński doznacza żołnierzy 8. batalionu strzelców | Źródło: Fundacja Wspierania Nauki i Rozwoju

20 kwietnia1945 roku ppłk Aleksander Nowaczyński, dowódca 8. batalionu strzelców („krwawych koszul”) otrzymał rozkaz oczyszczenia terenu na południowy wschód od Papenburga. W tym celu jego batalion został wzmocniony pancernym 10. Pułkiem Strzelców Konnych. Celem zgrupowania było oczyszczenie pasa o szerokości dwóch i pół kilometra pomiędzy kanałami Borgerwald a Kusten. Ciężkie walki trwały przez osiem dni, a zgrupowanie Nowaczyńskiego odnosiło lokalne sukcesy, ponosząc bardzo duże straty.

Przełom nastąpił dopiero po zdobyciu przez 3. Dywizję Piechoty Kanadyjskiej miasta Leer. Umożliwiło to oskrzydlenie niemieckich pozycji i otwarcie drogi do rzeki Ledy, co znacznie osłabiło niemiecką obronę kanału. Polacy, mimo ogromnych trudności terenowych i oporu, przełamali linię wroga i zaczęli posuwać się dalej w głąb Niemiec.

Druga faza walk – ku Wilhelmshaven

Po przełamaniu niemieckich linii nad Küstenkanalem i opanowaniu Leer, 1. Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka otrzymała nowe zadanie – dotarcie do Wilhelmshaven, jednego z najważniejszych portów Kriegsmarine na Morzu Północnym. Miasto to nie tylko stanowiło potężnie ufortyfikowaną bazę morską, lecz także posiadało znaczenie symboliczne – jego zdobycie oznaczało ostateczny cios dla niemieckiej potęgi morskiej.

Droga do Wilhelmshaven wiodła ponownie przez rozległe, słabo zurbanizowane tereny północno-zachodnich Niemiec – sieć kanałów, wałów, grobli i rzadko rozmieszczonych wsi. Choć Wehrmacht był już w odwrocie, Polacy musieli liczyć się z oporem ze strony rozproszonych oddziałów. Niemcy, wycofując się, wysadzali mosty, zalewali tereny i ukrywali snajperów w ruinach i lasach.

Gen. Maczek, świadom sytuacji, zdecydował się działać szybko i zdecydowanie. Ruchliwość była kluczem – kolumny pancerne i rozpoznawcze poruszały się niemal bez przerwy, prowadząc nieustanne rozpoznanie i oczyszczając drogę dla głównych sił.

30 kwietnia kolumny pancerne 1. Dywizji dotarły na przedmieścia Wilhelmshaven – niemieckiego garnizonu liczącego około 10 tysięcy marynarzy, żołnierzy i członków Volkssturmu.

3 maja Polacy osiągnęli rejon na północ od Bad Zwischenahn, torując sobie drogę do ataku na silnie ufortyfikowany Wilhelmshaven. Następnego dnia, 4 maja, rozpoczęto szturm na niemieckie pozycje. Pierwsze natarcia nie przyniosły powodzenia – silny ogień nieprzyjaciela oraz rozbudowane umocnienia zmusiły do wsparcia ataku potężną artylerią.

Wieczorem tego samego dnia do polskiego dowództwa dotarła wiadomość o kapitulacji wojsk niemieckich w pasie działania 21. Grupy Armii brytyjskiej. Otrzymano rozkaz wstrzymania ognia z dniem 5 maja o godzinie 8:00. Tego samego dnia, po krótkich pertraktacjach, dowódca garnizonu niemieckiego oficjalnie podpisał akt kapitulacji przed przedstawicielami 1. Dywizji Pancernej. Do miasta jako pierwszy wkroczyły pododdziały 2. Pułku Pancernego wraz z 8. Batalionem Strzelców.

Po wycofaniu się niemieckich sił na linię kanału Ems-Jade, płk Antoni Grudziński przyjął kapitulację niemieckiego garnizonu. Poddało się całe dowództwo twierdzy Wilhelmshaven, bazy Kriegsmarine oraz liczne jednostki lądowe. Do niewoli trafiło 32 tysiące niemieckich żołnierzy i podoficerów, 1900 oficerów, dwóch admirałów – Weiher i Zieb, oraz generał Gericke. Zdobyto ogromne ilości sprzętu bojowego – w tym m.in. 3 krążowniki i 18 okrętów podwodnych, 205 mniejszych jednostek pływających, a także tysiące jednostek broni (94 działa forteczne, 159 dział polowych, 560 ckm-ów, 370 lkm-ów i 40 tys. karabinów) i zapasy amunicji oraz ogromne magazyny żywności.

Niemieccy jeńcy wojenni przesłuchiwani przez porucznika 1 Dywizji Pancernej | Źródło: Imperial War Museums (domena publiczna, Wikimedia Commons)
Niemieccy jeńcy wojenni przesłuchiwani przez porucznika 1. Dywizji Pancernej | Źródło: Imperial War Museums (domena publiczna, Wikimedia Commons)

Dzień po kapitulacji Polacy objęli kontrolę nad całym rejonem miasta i portu Wilhelmshaven, zawieszając nad nim polskie flagi. Był to symboliczny finał długiego i krwawego szlaku bojowego, który 1. Dywizja Pancerna rozpoczęła jeszcze w Normandii.

Zwycięstwo w rejonie Wilhelmshaven okupiono stratami: 37 oficerów oraz 567 podoficerów i żołnierzy 1. Dywizji Pancernej. Mimo to zdobycie Wilhelmshaven stało się jednym z najważniejszych osiągnięć polskich sił zbrojnych w końcowej fazie wojny i trwałym świadectwem odwagi, dyscypliny i skuteczności żołnierzy generała Maczka. Na masztach portowych zawisły alianckie – w tym polskie – flagi, a mieszkańcy miasta byli świadkami wydarzenia, które dla wielu żołnierzy Maczka miało wymiar głęboko osobisty. Wielu z nich, wygnanych z Polski po 1939 roku, przez sześć długich lat walczyło o powrót do ojczyzny. Teraz, stojąc nad Morzem Północnym, mogli symbolicznie ogłosić, że ich droga przez Francję, Belgię, Holandię i Niemcy dobiegła końca.

Walki o Wilhelmshaven zostały upamiętnione na jednej z tablic na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie napisem po 1990 „WILHELMSHAVEN 24 IV – 5 V 1945”.


Artykuł powstał w ramach realizacji przez FUNDACJĘ WSPIERANIA NAUKI I ROZWOJU zadania publicznego pn. „Płk Aleksander Nowaczyński – z urzędowskiej chałupy do Wilhelmshaven” współfinansowanego przez Ministerstwo Obrony Narodowej w ramach konkursu “Historia i tradycje oręża polskiego” zorganizowanego przez Departament Edukacji, Kultury i Dziedzictwa MON.

>>> ZOBACZ WIĘCEJ INFORMACJI O PROJEKCIE <<<

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W górę