24 maja 1944 r. pięć plutonów dywersyjnych AK pod osobistym dowództwem „Zapory” wzięło udział w zasadzce na kolumnę 16 ciężarówek 1. kompanii 629. pułku do zadań specjalnych Wehrmachtu, eskortowanych przez pododdział z batalionu ochrony z Lublina. Celem akcji miało być zdobycie broni oraz ukaranie Niemców za akcję pacyfikacyjną, w której rozstrzelano 13 mieszkańców Bełżyc.

Jako pierwszy od strony Chodla, skąd miały nadjechać ciężarówki, zajął stanowiska w tyralierze patrol Mieczysława Szymanowskiego „Wampira”. Jako drugi w kolejności w stronę Bełżyc rozlokowany był patrol Januarego Ruscha „Kordiana”. Na środku zaś ulokował się patrol Aleksandra Sochalskiego „Ducha”, a dalej stanowiska zajęli żołnierze od Stanisława Jasińskiego „Żbika”, a na końcu od Stanisława Piecyka „Babinicza”. „Zapora” dowodził ze swojego stanowiska pomiędzy patrolami „Kordiana” i „Ducha”.

W tym czasie por. „Rosa” nadzorował założenie miny pod pierwszy samochód, a lekko jąkający się żołnierz „Abo Piotruś” – Piotr Rejniewicz, rozsypał kolce do przebijania dętek samochodów. Przydały się w niedługim czasie, gdyż nadjechał osobowy samochód, w którym pod eskortą cywilnego Niemca i granatowego policjanta przewożono milion zł emisji okupacyjnej. Po linii poszła budująca wiadomość o zdobytej gotówce, gdyż potrzebne były pieniądze na podstawowe wydatki oddziału, w którym częściej było głodno aniżeli syto. Samochód osobowy, bodajże marki Opel, został usunięty w las – poza linię zasadzki. […] Wreszcie po linii poszło hasło, że Niemcy nadjeżdżają, a następnie dał się słyszeć warkot samochodów kolumny wojska do zadań specjalnych i ochrony Lublina, eskortującej przewóz zboża […] Ostrożność Niemców spowodowała, że tylko 9 samochodów znalazło się w bezpośrednim ogniu naszej tyraliery, a wojsko z pozostałych siedmiu samochodów utworzyło tyralierę skierowaną na nasze lewe skrzydło, tj. na patrole „Kordiana” i „Wampira”. W tym czasie „Duchy” ze środka tyraliery i „Żbiki” po dokładnym ostrzelaniu samochodów, mimo że pierwszy wbrew założeniom nie wyleciał w powietrze, gdyż nie dojechał do miny – ruszyli do ataku na unieruchomione pojazdy.

Niemcy błyskawicznie wyskoczyli z samochodów i zajęli stanowiska w rowie pod samochodami – uzupełnia opis bitwy Stanisław Rusek „Tęcza” – Po dłuższej walce Niemcy przygwoździli ogniem karabinów maszynowych patrole „Kordiana” i „Ducha”. Na nasz patrol „Babinicza” szedł mniejszy ogień. Patrole na lewym skrzydle zaczęły się pod naporem Niemców cofać. W tej chwili „Zapora” krzyknął: – „Babinicz”! Zagnij prawe skrzydło!.”Babinicz” ustawił broń maszynową wzdłuż rowów i nasze serie po kolei wykańczały stanowiska niemieckich elkaemów.

Po wykończeniu stanowisk elkaemów na szpicy kolumny poszczególne partyzanckie patrole odzyskiwały przewagę w walce i doskakiwały do samochodów ciężarowych, spychając Niemców do odwrotu. W chwili kiedy przeskakiwałem rów, w którym siedzieli Niemcy, zgubiłem furażerkę. Ale rów zdążyłem przeskoczyć i zdążyłem jeszcze uziemić jednego Niemca. – wspominał Mieczysław Szymanowski „Wampir” – Byłem bardzo zmęczony, bo pas, na którym wisiała przewieszona przez plecy broń, wrzynał mi się w gardło i nie mogłem oddychać. Pierwszym moim odruchem było ściągnięcie zabitemu Niemcowi z głowy furażerki, czapki, polówki niemieckiej. Trochę tę krew otarłem o trawę i przykryłem sobie niemiecką furażerką głowę. […] W odległości parę kroków ode mnie leżeli Niemcy przy elkaemie. Całe szczęście, że „Opal”, nasz dowódca, zdążył po drugiej stronie szosy dołączyć już do chłopaków i zaczął krzyczeć do mnie przez drogę: – Mietek! Odezwij się! Żyjesz, czy co jest z tobą?! – Stasiek, strzelajcie bo mnie Niemcy w tym rowie utłuką! – odkrzyknąłem. Wtedy „Opal” złapał „Tygrysa” – Bogusława Adamskiego i „Jerzyka”. „Tygrys” miał pepeszę, „Jerzyk” samozariadkę, wskoczyli więc pod koła niemieckich samochodów i zaczęli seriami bić po Niemcach.

Żołnierze z patrolu „Ducha” poderwani rozkazem „Zapory” również przebiegli drogę i wykonali marsz okrążający przez las. W czasie marszu penetrowaliśmy las, odszukując kryjących się w nim Niemców. Jednemu z nich, ukrytemu za wykrotem drzewa, udało się lekko zranić w prawe ramię „Wilka” – Jana Mirosława, ale za chwilę zginął od kuli strzelca, który zaszedł Niemca z boku. […] Gdy przeszliśmy las i dotarliśmy na wysokość stanowisk lewego skrzydła, Niemcy wycofywali się w popłochu małymi grupkami bądź pojedynczo, uciekając przez pola pomiędzy zbożami – w zachodnim kierunku.

W wyniku dwugodzinnej walki zginęło trzech partyzantów: Marian Figlus „Mewka”, Edward Szebesta „Czarny”, Jan Smutek „Swen” oraz ciężko ranny został Stanisław Pietras „Gwizd”, który zmarł w czasie odskoku z miejsca akcji. Niemcy mieli natomiast stracić w walce 50 żołnierzy, zaś dziesięciu wzięto do niewoli. Dwóch kierowców (Polaka z Poznańskiego i Czecha siłą wcielonych do Wehrmachtu) przyjęto do oddziału partyzanckiego, a pozostałych rozstrzelano w czasie wycofywania się.

>>> Zobacz więcej szczegółów o potyczce na Internetowej Encyklopedii „Zaporczyków” <<<

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W górę