W nocy z 27 na 28 maja 1947 roku na dworcu kolejowym w Lesznie doszło do zbrojnego starcia pomiędzy żołnierzami Wojska Polskiego a żołnierzami Armii Czerwonej. Potyczka była efektem dramatycznej interwencji w obronie uprowadzonej kobiety i jej dziecka.
W jednym z wagonów pociągu podróżowała Zofia Rojuk wraz z sowieckimi żołnierzami oraz polskim pasażerem Feliksem Lisem. Kobieta zwróciła się szeptem do Lisa, prosząc o pomoc. Opowiedziała, że została sprzedana przez własnego męża za butelkę wódki. Sowieci pozostawili jej dziecko na jednej ze stacji, a ją samą wieźli do swojej jednostki.
Feliks Lis natychmiast poinformował o sytuacji obsługę pociągu i dyżurnego ruchu. Próby rozmowy z sowieckimi żołnierzami nie przyniosły jednak żadnego rezultatu. Kolejarze powiadomili o incydencie stację w Lesznie, gdzie interweniował kapral milicji Zygmunt Handke. Niestety, zmuszony został do wycofania się pod groźbą użycia broni przez sowietów. W odpowiedzi Handke zaalarmował miejscowy garnizon Wojska Polskiego.
Na dworzec szybko przybył oddział 16 polskich żołnierzy pod dowództwem podporucznika Jerzego Przerwy. Był to młody, ale doświadczony oficer, odznaczony sześcioma medalami za udział w walkach, w tym za szturm na Berlin.
Podporucznik Przerwa dokładnie przygotował swoich ludzi do ewentualnego starcia – nakazał załadowanie broni i obsadzenie hali dworcowej po uprzednim usunięciu z niej cywilów. Następnie udał się na rozmowę z dowódcą sowieckich żołnierzy, kapitanem Sokołowem. Wkrótce doszło do wymiany ognia.
W wyniku strzelaniny na miejscu zginął szeregowy Michajłow, a ciężko ranni major Kudriawcow i kapitan Wachnij zmarli w szpitalu. Pięciu innych radzieckich żołnierzy zostało rannych. Żaden z polskich żołnierzy nie odniósł poważniejszych obrażeń.
Mimo ewidentnych dowodów wskazujących, że to strona sowiecka rozpoczęła strzelaninę, polskie władze podporządkowane komunistycznemu reżimowi uznały winę własnych żołnierzy. W śledztwie ignorowano dowody i świadków, nie przesłuchano również Zofii Rojuk, kluczowej osoby w całym zdarzeniu.
Przed sądem wojskowym postawiono czterech polskich żołnierzy: podporucznika Jerzego Przerwę, kanoniera Władysława Łabuzę, kaprala Wiesława Warwasińskiego i kanoniera Stanisława Stachurę. W procesie, który toczył się 7 czerwca 1947 roku w koszarach 86 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej w Lesznie, wszyscy zostali skazani na karę śmierci. Rozprawa odbyła się z pogwałceniem zasad uczciwego procesu. Nie przesłuchano Zofii Rojuk; nie uwzględniono zeznań świadków mówiących, że to Rosjanie pierwsi otworzyli ogień; zignorowano też ekspertyzę rusznikarską, stwierdzającą, że dwóch z oskarżonych (Warwasiński i Stachura) w ogóle nie użyło broni. Przyjęto, że wszyscy dopuścili się „gwałtownego zamachu na żołnierzy radzieckich”, którzy jakoby mieli w ogóle się nie bronić.
Pomimo próśb o ułaskawienie, prezydent Bolesław Bierut skorzystał z prawa łaski tylko wobec Stanisława Stachury, zamieniając mu karę śmierci na 15 lat więzienia. Pozostali trzej żołnierze zostali rozstrzelani już następnego dnia – 15 czerwca 1947 roku.