11 kwietnia 1831 roku, w trakcie trwania powstania listopadowego, doszło do zwycięskiej dla Polaków bitwy pod Poryckiem (obecnie w obwodzie wołyńskim na Ukrainie). Dowodzony przez generała Józefa Dwernickiego korpus uderzył na rosyjski oddział dragonów, odnosząc jedno z bardziej zdecydowanych zwycięstw podczas swojej kampanii na Wołyniu.
Bitwa ta była częścią szerszego planu strategicznego generała Dwernickiego, który miał nadzieję przenieść działania powstańcze na wschód, na tereny Podola i Wołynia. Liczył na to, że uda się tam wzniecić nowe ogniska powstania, wykorzystując m.in. własne znajomości i patriotyczne nastroje miejscowej ludności.
Wcześniej korpus Dwernickiego zdołał wypchnąć wojska rosyjskie z Radomia i zabezpieczyć południowe podejścia do Warszawy. Choć przejściowo opanowano Lublin, Rosjanie szybko go odbili. Polacy zdołali jednak przebić się do twierdzy w Zamościu, gdzie przez niemal trzy tygodnie byli blokowani przez siły generała Tolla. 3 kwietnia 1831 roku Dwernicki opuścił Zamość i ruszył na wschód z zamiarem kontynuowania ofensywy.
Po kilkudniowym marszu, 11 kwietnia 1831 roku, polski korpus natknął się pod Poryckiem na przednią straż rosyjską – jeden pułk dragonów pod dowództwem generała Fiodora Rydygiera. Doszło do krótkiej, lecz zdecydowanej bitwy, zakończonej pełnym zwycięstwem Polaków. Rosjanie zostali rozbici, a Polacy zdobyli 250 jeńców, około 100 koni i 200 sztuk broni. Dla Dwernickiego i jego żołnierzy była to ważna chwilowa ulga po tygodniach napięcia i niepewności.
Choć zwycięstwo pod Poryckiem było niewątpliwe, nie zmieniło ono strategicznej sytuacji wyprawy Dwernickiego. Siły rosyjskie, mimo chwilowej porażki, nadal przewyższały liczebnie i logistycznie korpus powstańczy. Co więcej, nadzieje na masowe poparcie ze strony miejscowej ludności nie spełniły się – mimo patriotycznych intencji i zwycięstwa, Dwernicki nie zdołał wzniecić powstania na Wołyniu i Podolu. Ochotników do polskich szeregów zgłaszało się niewielu.
Wkrótce po bitwie miało dojść do spotkania z głównymi siłami Rydygiera, co oznaczało kres dalszych sukcesów polskiego dowódcy.