Latem 1920 roku Wojsko Polskie cofało się na całym froncie wschodnim. Po niepowodzeniach ofensywy kijowskiej armie bolszewickie – zwłaszcza Front Zachodni dowodzony przez Michaiła Tuchaczewskiego – ruszyły do kontrataku. Na Białorusi, w rejonie między Ihumeniem a Mińskiem, polska XII Brygada Piechoty znalazła się w niebezpiecznej sytuacji. Zmęczone odwrotem oddziały natknęły się na silne zgrupowanie wojsk Armii Czerwonej i 9 lipca zostały okrążone pod wsią Grebionka (dziś Hrebionka na Białorusi).
Gdy sytuacja wydawała się beznadziejna, do akcji wkroczył czasowo dowodzący 4. Pułkiem Ułanów Zaniemeńskich rotmistrz Władysław Rozlau. Ten doświadczony oficer rozpoznał błyskawicznie, że jedyną szansą na uratowanie piechoty będzie zaskakujące uderzenie na nacierających bolszewików. Rozlau sformował szwadron techniczny oraz pluton z 2. szwadronu i poprowadził ich do szarży w szyku konnym – formacji już wtedy rzadko stosowanej w warunkach wojny nowoczesnej, ale nadal potrafiącej siać panikę w szeregach piechoty.
Widok galopujących ułanów, szarżujących w zwartym szyku z lancami i szablami, zaskoczył bolszewików kompletnie. Sowiecka piechota, ustawiona w tyralierze, nie zdołała skutecznie odpowiedzieć ogniem ani utrzymać pozycji. Na polu walki wybuchła panika, a trzy całe pułki strzeleckie – 70., 71. i 72. – zostały rozbite. Resztki ich żołnierzy rzuciły się do ucieczki, porzucając broń i rannych. Dzięki uderzeniu kawalerii, polskim oddziałom piechoty udało się oderwać od nieprzyjaciela i bezpiecznie wycofać z pola walki.
Straty bolszewików były znaczące: co najmniej 127 zabitych oraz nieznana liczba rannych i jeńców. Po stronie polskiej zginęło 6 ułanów (w tym 1 oficer), 3 odniosło rany, poległo również 11 koni – dramatyczny, ale relatywnie niski koszt całkowitego zwycięstwa nad trzykrotnie liczniejszym przeciwnikiem.
Choć bitwa pod Grebionką miała wymiar lokalny, jej znaczenie militarne i moralne było nie do przecenienia. W czasie, gdy wojska polskie cofały się niemal na całej linii frontu, bohaterska szarża pod Grebionką stała się dowodem na to, że duch walki nie zgasł. Była też przykładem odwagi i inicjatywy niższych dowódców, którzy potrafili podejmować kluczowe decyzje w warunkach kryzysu.
Nie bez znaczenia był także fakt, że w czasach, gdy kawaleria była uznawana za relikt minionej epoki, polscy ułani udowodnili, że w odpowiednich warunkach szarża konna może wciąż rozstrzygać losy bitwy.
