24 sierpnia 1940 roku pilot Antoni Głowacki w trzech lotach bojowych zestrzelił pięć niemieckich samolotów. Stał się w ten sposób pierwszym pilotem, który uzyskał miano „asa” w zaledwie jeden dzień.

24 sierpnia 1940 roku, gdy o godzinie szóstej rano pilotów obudził z drzemki alarm. Hurricane’y 501. dywizjonu przechwyciły niemiecką wyprawę bombową, ale musiały związać się walką z osłoną myśliwską. W czasie powietrznego pojedynku Głowacki zestrzelił pierwszego tego dnia Messerschmitta 109, a jego koledzy kolejne pięć.

Nagle kątem oka widzę, jak drugie ugrupowanie Messerschmittów zbliża się do ataku od tyłu. Krzyczę przez radio: „Bandits six o’clock” – i natychmiast robię zwrot do nowego nieprzyjaciela. Kilka naszych maszyn poszło za mną. l już się robi młynek. Łapię najbliższego „żółtonosa” (samoloty z eskadry Richthofena). Strzelam krótką serię… Nic. Uciekam ostrą spiralą w dół. Widocznie młodzik, już ty mój. Pełen gaz, wywrót w dół za nim. Młodzik zaczyna kręcić w lewo, w prawo. Rzucam okiem za siebie, nie ma nikogo. Ścinam zakręty i bardzo szybko dochodzę na 200 metrów. Cały Messsrschmitt w celowniku. Szwab znowu wywija, ale mój Hurricane zwrotniejszy, pruję po prostej albo ścinam zakręty. Stery sztywne, szybkość 350 mil. Jestem pewny, że jemu trudniej.

Odległość 150 metrów. Strzelam długą serię, bez poprawki. Od razu dostał, zaczyna zwalniać. Przymykam lekko gaz i znów strzelam. Dym i płomienie z kadłuba. Odskakuję w bok i czekam. Idzie pionowo w dół, potem przechodzi w bezwładna spiralę. Pilot nie skacze, widocznie dostał. Straciłem już 8 tysięcy stóp. Zdrowo spikował. Przełykam ślinę, bo zatyka mi uszy. Już jest o wiele niżej ode mnie. Robię więc spiralę i obserwuję tę palącą się pochodnię. Widocznie trafiłem od razu w zbiorniki, bo pali się cała maszyna i tylko końce skrzydeł wystają z płomieni. Pode mną błysk eksplozji. Messerschmitt uderzył w ziemię o pół mili od stanowiska artylerii przeciwlotniczej…

Głowacki wylądował, ale nie zdążył dokończyć śniadania, bo kolejny alarm sprawił, że ponownie biegł do samolotu. Tym razem zestrzelił dwa samoloty – myśliwski i bombowy. Jeszcze tego samego dnia – w trzecim już locie – też dwa: myśliwca i również bombowca. W ten sposób został asem jednego dnia.

W czasie kampanii wrześniowej Antoni Głowacki służył w oddziale zwiadu lotniczego Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej. W styczniu 1940 roku przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie odbył szkolenie na samolotach bombowych. Na własną prośbę został przeniesiony do dywizjonu myśliwskiego, wszedł w skład 501. Dywizjonu Myśliwskiego „County of Gloucaster”. Tydzień po zostaniu asem myśliwskim w jeden dzień Głowacki został zestrzelony i poważnie ranny. Wrócił jednak do służby i w listopadzie 1941 roku trafił do słynnego Dywizjonu 303. Koniec wojny zastał Antoniego Głowackiego w randze podpułkownika. Nie wrócił do Polski. Emigrował do Nowej Zelandii, gdzie pracował jako instruktor lotnictwa i pilot cywilny. Zmarł 27 kwietnia 1980 w Wellington.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W górę