16 lipca 1936 roku w katastrofie lotniczej samolotu RWD-9 u wybrzeży Gdyni-Orłowa zginął gen. dywizji Gustaw Orlicz-Dreszer – bohater walk o niepodległość, kawaler Orderu Virtuti Militari, a w ostatnich miesiącach życia Inspektor Obrony Powietrznej Państwa.

Urodzony 2 października 1889 r. w Jadowie, Gustaw Orlicz-Dreszer pochodził z rodziny inteligenckiej o ewangelickich korzeniach. Już jako młodzieniec angażował się w działalność niepodległościową, za co był więziony przez władze carskie. Studiował we Lwowie, Belgii i Francji, ale prawdziwym powołaniem okazała się służba wojskowa.

Z chwilą wybuchu I wojny światowej został zmobilizowany do armii rosyjskiej, lecz szybko zdezerterował i przedostał się do Legionów Polskich, do legendarnego oddziału „Beliny”. Walczył w szeregach 1. pułku ułanów, a potem w piechocie legionowej. Po kryzysie przysięgowym był internowany, a po zwolnieniu w 1918 roku natychmiast wrócił do służby w odradzającym się Wojsku Polskim.

Orlicz-Dreszer należał do pokolenia dowódców, którzy nie czekali na rozkazy, ale sami je tworzyli. Organizował 1. pułk szwoleżerów, dowodził nim w wojnie z bolszewikami, a następnie kierował dużymi jednostkami jazdy, w tym 4. Brygadą Jazdy i 2. Dywizją Jazdy. Słynął z energii, bezpośredniości i odwagi – zarówno na froncie, jak i poza nim.

W 1924 r. awansował na generała brygady, a w 1930 – na generała dywizji. Po przewrocie majowym, w którym aktywnie wspierał Józefa Piłsudskiego, powierzano mu coraz ważniejsze funkcje, m.in. inspektora armii.

Był jednym z najbardziej zaangażowanych oficerów w promocję idei morskiej – od 1930 r. przewodniczył Lidze Morskiej i Kolonialnej. To on rzucił hasło „Ubierzmy Gdynię w las masztów”, które przekształciło się w realne wsparcie rozwoju polskiej żeglugi. Był też wielkim przyjacielem młodzieży, wspierając harcerstwo, szczególnie drużyny żeglarskie.

Choć pochodził z innego wyznania i był rozwodnikiem, nie stronił od debat z duchowieństwem i społeczeństwem, kierując się zasadą: „Nie ma rzeczy niemożliwych”. Po śmierci Piłsudskiego, jako jeden z nielicznych, wyciągnął rękę do Władysława Sikorskiego, próbując pogodzić podzielone środowiska wojskowe.

16 lipca 1936 r. generał znajdował się na pokładzie wojskowego RWD-9, którym zamierzał powitać wracającą z USA na statku „MS Piłsudski” żonę Olgę Elwirę Stalińską. Samolot zatoczył kilka okrążeń nad niemieckim żaglowcem „Deutschland”, po czym niespodziewanie zaczął spadać. Silnik pracował nierówno. Próba awaryjnego lądowania na plaży lub wodowaniu nie powiodła się – maszyna runęła do wód Zatoki Gdańskiej.

Zginęli wszyscy na pokładzie: gen. Orlicz-Dreszer, ppłk dypl. Stefan Loth i kpt. pil. Aleksander Łagiewski. Pomimo błyskawicznej akcji ratunkowej i reanimacji, życia generała nie udało się uratować. Przyczyną śmierci było pęknięcie namiotu móżdżkowego.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się 20 lipca 1936 r. na Cmentarzu Marynarki Wojennej na Oksywiu w Gdyni. Był pierwszym pochowanym tam oficerem. Obecni byli najwyżsi przedstawiciele państwa, z prezydentem Ignacym Mościckim i marszałkiem Edwardem Śmigłym-Rydzem na czele. Z powodu jego wyznania i statusu cywilnego pojawiły się trudności z ceremonią kościelną – rozwiązane w sposób symboliczny: drzwi do kościoła wymontowano przed nabożeństwem.

W trzecią rocznicę śmierci, 16 lipca 1939 r., jego prochy przeniesiono do specjalnie wzniesionego Mauzoleum w Gdyni. Budowla została zniszczona przez Niemców we wrześniu 1939 roku. Do dziś jednak pamięć o generale trwa – w pomnikach, nazwach ulic, parkach i wspomnieniach tych, którzy wierzyli, że Polska potrzebuje odważnych marzycieli i twardych dowódców.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W górę